Szanowni Państwo, jestem prezesem Stowarzyszenia Osób Dotkniętych Skutkami Dekretu Warszawskiego "Dekretowiec". (1)
Moja rodzina
pochodzi z warszawskiego Powiśla, gdzie moja nieżyjąca już matka była
przed wojną "córką króla szmalcu".
![]() Dekret Bieruta![]()
na Bierut podpisał wraz z działaczem z przywództwa PPR Władysławem Gomułką oraz czterema innymi osobami podpisującymi się jako ministrowie dokument, na mocy którego grunta warszawskie przechodziły na rzecz "państwa" (3)
. Budynki pozostawały zgodnie z art.5 tego dokumentu we własności dotychczasowych właścicieli. Dokument ten tzw. Dekret Bieruta obowiązuje do dziś. Nie unieważniał on prawa własności (4)
, przewidywał odszkodowania. (5)
(6)
Moje nieruchomości
Dziadkowie pozostawili nam w spadku w sumie cztery nieruchomości:
ruiny na Powiślu, oraz na Mariensztacie, dom na praskich Szmulkach
oraz skrawek sadu na Pradze. Na Powiślu wybudowano w 60-tych latach
wieżowiec, zarząd sprawującej nad nim władzę spółdzielni "Radna"
usunął potem w 2013 w przykrych okolicznościach pewną znaną na
Powiślu księgarnię wraz z kawiarnią. Wspominam o tym fakcie, bo
przy zrealizowanym prawie mojej własności prawdopodobnie do tegoi
by nie doszło - lubiłem tam pić kawę i czytać książki.
Kamieniczka na Mariensztacie
została odbudowana, część lokali została wykupiona przez mieszkańców.
Na placu na Pradze sad wycięto a plac oddano w 1958 występującemu
wtedy w dokumentach jeszcze pod imieniem Wasyl, Wacławowi P. na
warsztat samochodowy, który funkcjonuje tam do dziś, na większej
części znajduje się obecnie ulica Fieldorfa.
Zwrot blokowany był latami przez p.Robaszkiewicz w Urzędzie
Mieszkalnictwa argumentem, że nieruchomość odebrana została
przecież na cele społeczne - na budowę przychodni przeciwgruźliczej.
Nie pomogło uzasadnianie, że przychodnie tę wybudowano zgodnie
z planej dwie ulice dalej ! Racje przyznał mi dopiero NSA, choć
do dziś nic z tej racji nie wynikło.
Nie zrealizowaną do dziś umową dziadek Stanisław zlecił remont kamienicy na Szmulkach Panu W., który posprzedawał bezprawnymi i nienotarialnymi umowami mieszkania ich mieszkańcom, a otrzymane pieniądze przetrwonił, wg. mojej niepełnej wiedzy na wyścigach konnych. ![]() Urząd Miasta nie zgodził się na pominięcie w sprawie o zwrot spadkobierców Pana W. , postępowania spadkowe na ich korzyść przeprowadziłem bez ich współpracy. Wnuczka Pana W. zeznała wtedy w sądzie, że „Pan Lisiecki zaoferował mi korzyść majątkową, lecz jej oczywiście nie przyjęłam”. Owszem zaoferowałem jej, żeby skorzystała materialnie ile uważa za sprawiedliwe i zostawiła nas w spokoju, pozwalając na remont walącej się kamienicy, w czym, jak i w staraniach o zwrot odmawiała przez lata udziału. Konstytucja
Od dziesięcioleci moja rodzina stara się o uszanowanie przysługującego
nam choćby zgodnie z art.7 pkt.5
(7)
oraz art.9 wspomnianego wyżej Dekretu prawa do odtworzenia własności. Prawo to posiadamy także dziś i ma ono swoje umocowanie w jednym z pierwszych artykułów Konstytucji, artykule 21, który zacytuję:
Możliwość odtworzenia własności nazwana jest tu konstytucyjnym terminem „słusznego odszkodowania". Wspomnę także o ciągłości prawa własności gwarantowanego zarówno przez konstytucje przedwojenne, okresu komunistycznego, jak tę obecną, którą cytowałem. Prawo własności nie mogło zgodnie z uchwałą Senatu o ciągłości prawa nigdzie po drodze zniknąć, a nieusuwalność tego prawa własności uregulowanego Dekretem Bieruta potwierdzona została wielokrotnie odnośnymi orzeczeniami Sądu Najwyższego. Działanie Urzędu Miasta
Administracja Miasta zwraca się jednak od lat w tym punkcie przeciwko
Konstytucji, a sądy ten proceder kryją. W jaki sposób się to odbywa ?
Po pierwsze przez unikanie dekadami wydawania decyzji, do których
urząd ten jest zgodnie z prawem zobowiązany w ciągu miesiąca.
Pomijając fakt, że dochodzenie sądowe ze skargą na bezczynność
urzędu kosztuje miesiące, lub rok wspomnieć wystarczy o
potwierdzonych przez Sąd Administracyjny
setkach prawomocnych wyroków sądowych, które Urząd Miasta po prostu
nie wykonuje, a poszkodowani zwracają
się o nakaz ich wykonania powtórnie do sądu. Czyż sąd administracyjny
nie mógłby zasądzić odpowiedniej grzywny, która zmusi Miasto do
wykonania tych wyroków ? Pominę tu dyskutowaną szeroko w mediach
kwestię, czy grzywnę taką miałby zapłacić sam urzędnik, czy urząd,
który piastuje podczas, gdy odmawia wykonania wyroku sądu. Urząd
jest jak wiadomo finansowany przez podatników !
Naczelny Sąd Administracyjny odmówił mi jednak zwiększenia takiej
grzywny ponad 1000 zł, bo uznał, że nie udowodniłem że bezczynność
urzędu miała dla mnie rzeczywiście większą wartość,
(9)
jakby pewność wykonywania wyroków sądowych nie była istotną wartością samą w sobie. Sabotaż prawa własności ze strony Urzędu Miasta wraz brakiem właścicielskiej dbałości - Urząd mówi tu wprost, że nie może dbać o domy, co do których toczy się postępowanie zwrotowe, bo byłoby to niegospodarnością, jeśli okazałoby się, że rzeczywiście trzeba je będzie zwrócić - to jedna z przyczn konfliktów z lokatorami ! Skoro zwykły zdrowy rozsądek skłaniałby do odwrotnej logiki trudno wykluczyć wolę destrukcji ze strony Urzędu Miasta. Domy, o które od dziesięcioleci nikt nie dba zaczynają się walić, a ich mieszkańcy zmuszani są do ich opuszczenia przez samą techniczną konieczność. Krytyczna ocena projektu Jakiego/Zaradkiewicza![]()
Wtórny komunizm
Jaki jest powód tak „odważnych” propozycji dotykających podstaw
sprawiedliwości oraz fundamentów państwa ? "Ustawa Jakiego" powstała
bez żadnej wiedzy ani konsultacji środowisk, które ona dotyczy.
Wyciągnięta została podobnie jak poprzednie propozycje: projekt
senatora Andrzejewskiego, projekty Urzędu Miasta i inne, "z rękawa"
i zaoferowana jako "przecięcie gordyjskiego węzła" - tak tytuł
artykułu w Gazecie Polskiej bez zrozumienia faktu, że węzeł ten
polega li tylko na kłopotach pojęciowych elit III RP w zrozumieniu
i akceptacji prawa własności.
Rzeczywiście dla niektórych (senator Borowski) własność prywatna jawi się jako będąca w konflikcie z potrzebami społecznymi forma uzurpacji jednostki nad większą grupą. Z jakąż chęcią przedstawiają media rzekomy konflikt między dawnymi właścicielami, a obecnymi usuwanymi z mieszkań lokatorami. Środowisku dawnych właścicieli nie dano w mediach szansy na sprostowanie tego obrazu ani nawet na adekwatny wyraz solidarności z usuwanymi mieszkańcami. Czyż senator Borowski postępując konsekwentnie nie powinien oddać swojego własnego mieszkania na "cele społeczne" skoro społeczny zysk jest oczywisty: pięciu bezdomnych zmieściłoby się w nim, a tylko sam senator Borowski poszedłby spać pod most - zysk pięć do jednego ! Domniemany paradoks polega na traktowaniu własności prywatnej jako formy kulturalnego złodziejstwa i pomijaniu jego funkcji społecznej. Odbudowa prawidłowej struktury własności
W rzeczywistości własność prywatna to wyłączność
kompetencji do pewnego obszaru ludzkich działań.
(13)
Właściciel dysponuje tym obszarem jako jedyny i podejmuje dotyczące go decyzje. Przy zbalansowanym podziale na takie obszary oznacza on podział ról i odpowiedzialności odzwierciedlający ludzką potrzebę wolności działania. (Zgodnie z tą zasadą senator Borowski ma jako właściciel zawsze możliwość przenocowania u siebie kogokolwiek kogo mu się podoba.) W jakich warunkach decyzje właściciela są społecznie szkodliwe, a kiedy są dla społeczeństwa pożytkiem ? Doświadczenie uczy, że człowiek niezagrożony i sprawny zwykle kultywuje ten swój "obszar wyłącznych kompetencji", podczas gdy w atmosferze zagrożenia stara się uratować z niego, co tylko się da, nawet rozdzierając go na części. Wyzwanie przed jakim stoi polityka nieruchomości warszawskich to nie znalezienie triku, jakim dałoby się obejść prawo własności, lecz usunięcie zagrożeń i nieprawidłowości w jego wykonywaniu, co rozpocząć można od potwierdzenie niezagrożonej własności i usunięcia złodziejskiej atmosfery wokół niej. To dopiero w tej kontynuowanej od lat złodziejskiej atmosferze dawni właściciele wezmą choćby 20 % w pieniądzu, bo na więcej nie mają co liczyć, podobnie jak uczynią to ziemianie ze Związku Ziemian, lub inne środowiska okradzione za czasów PRL. Obrabowani zostali oni jednak nie tylko z pieniężnej wartości, lecz ze swojej zakorzenionej i kultywowanej w polskiej tradycji funkcji społecznej. Obszary wiejskie są bez ziemian "bezpańskie" i narażone na gwałt i przemoc, lub nie potrafiące tej przemocy w ogóle rozpoznać, jak postacie z obrazów Dudy-Gracza. Rozwiązania dotyczące kamienic w Warszawie są proste jak drut - wystarczy, żeby Urząd Miasta usiadł z prawowitymi, dawnymi właścicielami oraz mieszkańcami za jednym stołem, wspomógł utworzenie planu biznesowego, dał na niego wsparcie finansowe umożliwiające remonty lub nawet wykup niektórych lokali przez mieszkańców i odtworzył tym prawidłową strukturę własności, którą tyle dziesięcioleci usilnie zwalczał. Tylko prawidłowy i ekonomicznie możliwy oraz racjonalny nadzór właścicielski, a nie ustawa niwecząca prywatną własność gwarantuje przecież, że stropy nie będą się walić. Dowodem jest fatalny obecny stan tych nieruchomości, które znajdują się pod zarządem Miasta. Zmiast tradycyjnego postulatu osób poszkodowanych mówiącego o "restytucji mienia" podaję tu więc postulat "restytucji prawidłowej struktury własności". W jej skład wchodzi oprócz "mienia" także wsparcie w odtworzeniu funkcji społecznej, jaką sprawowali kiedyś dawni właściciele. Efektem ma być prawidłowo działający gospodarczo obiekt, a nie tylko jego domniemana rynkowa wartość. Nie wykluczam odszkodowań w pieniądzu, lecz będą one tylko dodatkową prawną koniecznością, a nie sednem rozwiązania dla warszawskich nieruchomości. Koszta
A koszta takiej reprywatyzacji ? Czy ma pokryć je całe społeczeństwo ?
![]()
Jak państwo teraz to ceniają ? Jakie koszta ponosi społeczeństwo jako całość przy wyrównujących prawo własności transferch wewnątrzspołecznych ? Czy się mylę, że nie ma żadnych kosztów ? Patrząc praktycznie uszczuplą się zasoby Miasta, a zwiększą zasoby pewnej grupy jego mieszkańców. Przypomnijmy tu, że władze miasta, które miałyby jakiś własny interes, inny, lub wręcz sprzeczny z interesem mieszkańców zwykliśmy nazywać "władzami okupacyjnymi". W niepodległym państwie wręcz jedyny sens istnienie władz miasta to dbanie o interes mieszkańców. A interes lokatorów ? Moim zdaniem jest korzystniej, żeby do remontów kamienic dołożyła się gmina odpowiedzialna za ich degradację. W tych przypadkach, w których domy zostały przez gminę wyprzedane i aktów takiej sprzedaży nie da się unieważnić, bo nowy właściciel poniósł koszty, które gmina roztrwoniła potem na inne cele dawnym właścicielom zaoferować można odpowiadające wartością działki poza obszarem samej Warszawy, wokół której dość jest państwowych ugorów. Decyzje takie ożywiłyby budownictwo i obrót nieruchomościami. A co w takim razie z opisywanymi w prasie dramatami dzieci szkolnych lub przedszkolaków instytucji usytuowanych na prywatnych gruntach ? Czy przedszkolom tym grozi rozbiórka ? Rzeczywiście Urząd Miasta niejednokrotnie starał się swoimi decyzjami administracyjnymi takie niebezpieczeństwo udowodnić, choć przecież to gmina, a nie właściciel terenu decyduje w planach zabudowy o przeznaczeniu gruntu. Dla wielu nie do pomyślenia – przedszkole płaciłoby wtedy czynsz za użytkowany gruntu nie do gminy, lecz prywatnemu właścicielowi, lub wsparte środkami gminy wykupiłoby teren na swoją – danego przedszkola własność ! Pełne upodmiotowienie takich instytucji wyrwałoby je z samowoli gminnych rad. Odejście od komunistycznego modelu gospodarki jest w rzeczywistości rozwiązaniem najtańszym, co dowodzą nasze doświadczenia. W rachunkach kosztów reprywatyzacji pomijana jest zwykle pozycja o dramatycznym wymiarze - kosztów braku zaufania do prawa. W pewnych sytuacjach prawnych ludzie zwykle nie podejmują już żadnych inicjatyw i zastanawiają się przykładowo na sensem wyjazdu do Anglii, a w gorszych przypadkach będą sami kradli, choć w innym miejscu. Pozycję tę da się uwidocznić w bilansie częstokroć dopiero po dziesięcioleciach lub nie da się uczynić tego w ogóle. Czy reprywatyzacja jest niedopuszczalnym ciężarem społecznym, czy rozwiązaniem najtańszym zależy w końcu od polityki, która ją realizuje. Kto uważa dziś, że społeczeństwo nie udźwignie kosztów poszanowania własności prywatnej ten pozostał mentalnie komunistą. Przekonania o asocjalnym charakterze instytucji własności prywatnej są efektem ewolucji - tym razem nie naturalnej, lecz wspomaganej ręką człowieka. Mówiąc eufemistycznie ludzie, którzy mogliby postrzegać własność prywatną inaczej niż jako formę złodziejstwa w naszej części Europy oraz na wschód od nas - wymarli. (14)
Zamiast nieświadomie podskakiwać na zgliszczach warto obserwować i rozumieć ten wtórny komunizm, żeby zrozumieć zapaść cywilizacyjną, z jaką przyszło nam się mierzyć. Jak się do tego zabrać ?
Nie licząc na cuda pozostaje zaapelować do złodziei o zdroworozsądkowe
zrozumienie faktu, że także oni nie będą mieli z uzyskanej własności
żadnego pożytku bez niezagrożonego prawa własności i bez atmosfery
właścicielskiej gospodarności, której wspomagany obecną administracją
brak odczuwamy w Polsce w tak wielu obszarach.
Warto zastanowić się nad możliwościami przekazu wiedzy i doświadczeń oraz nad tym, co powoduje właściwie odejście od dobrej niegdyś polskiej tradycji dogadywania się, której wyrazem było lokalne liberum veto, czyli jak to się dziś określa – zasada konsensusu oraz „nic ona nas bez nas”. Co powoduje, że dziś sama oferta takiego porozumiewania się wydaje się stać do absurdu na bakier z realiami III RP. Stowarzyszenie „Dekretowiec” działa od dziesięciu z górą lat. Pielęgnujemy wiedzę prawną, apital_marksa od porad prawnych wyszliśmy. Podejmowaliśmy od lat rozmowy z politykami wszelkich stron, lecz kończyły się one zwykle deklaracjami pełnego poparcia oraz odwrotnymi o 180 stopni głosowaniami w Sejmie. Minister Sprawiedliwości Andrzej Czuma, który przedstawił projekt natychmiastowego zwrotu tego, co zwrócić wcześniej czy później i tak trzeba, przestał być ministrem, a jego projekt „rozszedł się po kościach” . W marcu 2012 przedstawiliśmy Prezydentowi, Rządowi oraz najważniejszym instytucjom „Białą księgę Nieprawości i Absurdów” dotyczącą sytuacji wokół nieruchomości warszawskich. Dopiero pięć lat później ktoś inny zorientował się, że ma do czynienia ze złodziejstwem i powołał Komisję Weryfikacyjną do odwracania złodziejskich decyzji nazywanych fałszywie reprywatyzacyjnymi. Nie mieliśmy prawie żadnego wstępu do mediów, póki pewnego dnia Telewizja Polska nie zaoferowała nam udziału w programie wraz z usuwanymi z mieszkań lokatorami na pozycji złodziej nastających na prawa tych lokatorów. W dyskusjach publicznych tvp.info mówiliśmy kilka sekund z ostatniego rzędu, a na nasze pisma do TVP sugerujące specjalny, poświęcony reprywatyzacji program z wolną dyskusją stron nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi (15)
. Do rządu Pani Premier Szydło zwróciliśmy się z propozycją powołania grupy roboczej, która zbierając różne idee i środowiska za jednym stołem wypracowałaby warunki ramowe ewentualnej ustawy, nawet jeśli efektem pracy takiego zespołu miałaby być sugestia pozbawienia nas wszelkich praw - jeśli tylko okazałaby się ona racjonalna. (16)
. Nie otrzymaliśmy żadnej realnej odpowiedzi. Komisja do Spraw Przekształceń Własnościowych spotkała się ostatni raz przed ponad rokiem, a jej obrady przesiąkły cynizmem autentycznego sabotażu. Rozumiemy, że szacunek dla naszej własności mógłby oznaczać ryzyko powrotu do wpływów środowisk przedwojennych właścicieli, co może wywoływać lęki u obecnych elit władzy, nawet jeśli wiedzą one, że tak jak obecnie rządzić się nie da. Dziwi nas, że są to świadomościowo w tej kwestii nadal te same elity, a „Dobra Zmiana” dociera do nas ustawą Jakiego jako zmiana na finalne zło i zatracenie.
|