Kraj z wydłubanymi oczyma

wersja:   0.1   15.07.2024
       


A: Jak oceniasz protesty przeciwko włamaniom do Telewizji Polskiej, Polskiego Radia i PAP-u przez, jak mówisz - "nieznanych sprawców" nasłanych przez Rząd, które miały miejsce w grudniu 2023 ?

Z: Protest wygląda jakby się prawie załamał. Możliwe, że emocje bezpośredniego sprzeciwu opadają po jakimś czasie same, gdy nie odniosły skutku, a możliwe, że protest został po części celowo przytruty. W grudniu było przed TAI  (1)  
  Telewizyjna Agencja Informacyjna , pl.Powstawńców Warszawy 7 w Warszawie  

prawie 200 osób, a dziś osiem miesięcy póżniej została garstka - pięciu, a i ta piątka nie zawsze, choć stan włamania, który ten protest wyzwolił nie uległ ani na krztę poprawie i jest nadal przeciwko czemu protestować, nie mniej niż w zeszłym roku.

A: Ale Wy nadal organizujecie codziennie demonstrację przed TAI.

Z: Tak, ale chodzi nam mniej o jednostkowe włamanie do TVP.info, a bardziej o stan permanentnego bezprawia w tej i podobnych sprawach. Miały też przecież niedawno miejsce włamania do instytucji sądowych, mamy więźniów bez udowodnionej im sądownie winy, podejrzewamy poważne naruszenia budżetu militarnego, .... Nasz protest wypracował składający się z kilkunastu uzasadnionych punktów Wniosek o Trybunał Stanu dla Premiera i osób odpowiedzialnych za te włamania i nie tylko za nie.

A: No dobrze, ale to kto mógł spowodować, że ten protest zmalał ?

Z: Nie znam motywów wszystkich uczestników, a tylko niektórych, innych się domyślam, lecz zostało to wykonane rękoma samych protestujących. Z jednej strony sytuacja w mediach oraz ogólna sytuacja polityczna w Polsce zaogniła się jeszcze bardziej, z drugiej strony protest przed TAI jak każdy protest ma swoją dynamikę - jeśli nie odniesie skutku - opada.

Lecz nasze starania ujawniły dramtyczne siły rozkładające takie ruchy polityczne w Polsce na cztery łopatki rękoma samych zainteresowanych !
Moim zdaniem to dramatyczny mechanizm społeczny ciągnący w Polsce każdą inicjatywę polityczną na zatracenie kraju i siebie samej.

A: Tak ?
I jaki to jest mechanizm ?


Z: Polskie społeczeństwo ma, moim zdaniem szczególnie po latach Gierka, lecz głównie po Stanie Wojennym tak dramtyczne agresje wewnątrz elit władzy, których nie da się uzasadnić żadną prostą logiką, że nawet imperatyw wolności został nimi przyćmiony. To jest patologia społeczna, która nas trawi i uniemożliwia wyjście ze zniewolenia.

A: Latach Gierka ? W jaki sposób to widać ?

Z: To było wtedy, w 70-tych łatwe do zaobserwowania, gdy ludzie pili. Pili z rozpaczy, lecz schlani nie ustępowali, żeby schlać także swoich towarzyszy. Ciągnęli ich celowo i świadomie w otchłań, której sami doświadczali. Jak kto pił na umór, to zamiast inni go z tego wyciągnąć, to on wciągał resztę towarzystwa pod stół.

A: Ale potem była wygrana Solidarności i odzyskanie niepodległości !

Z: Solidarność była może psychologicznie z początku pewną wygraną, ale przecież w końcu przegrała ! Związkowcy zostali pozamykani na masową skalę do więzień i cały ruch się załamał. Solidarność była wspaniałym wyrazem spadku, jak otrzymaliśmy jeszcze po pokoleniach wojny. Ci ludzie, to ci od opowieści przy ogniskach, działali w niewidoczny sposób, tworząc atmosferę współpracy i idącą za tym postawę spójności społecznej. Same Porozumienia Sierpniowe 1980 można uznać zarówno jako wyraz siły dobrej woli, lecz także jako iluzję społeczną. Realnego porozumienia przecież nie było, bo strona sowiecka planowała od samego początku atak, rozbicie Ruchu i tym głębsze zniewolenie Polski, które też nastąpiło.

Ale chciałem mówić o dzisiejszych patologiach społecznych, które zostały wtedy zainicjowane, a sprowadzające się de facto do przetrącenie polskiemu narodowi kręgosłupa moralnego, o czym nikt nie chce mówić i co rzadko kto rozumie. Eh, właściwie rozumie to każdy, lecz nikt nie chce tego widzieć. Dziś po 40-tu latach nie widać, że mamy w samym środku złamany kręgosłup i to z tego powodu nie możemy ani korzystać z wolności ani stanąć jako naród w pełni na nogi.

Mam na myśli np. różne dramatycznie złe decyzje gospodarcze, lub inne społecznej wagi, w których ludzie byli zmuszeni uczestniczyć zdając sobie sprawę ze skutków. Był też przecież szantaż elit, które zobowiązywano do współpracy jako TW ! W samym Stanie Wojennym złamano ponad 100 000 osób, a to głównie z elit, ze szczególnym naciskiem na elity zdolne wcześniej do postawy Solidarności ! To nie jest mało, a każdy z nich, jakkolwiek jego donoszenie do SB mogło być mało istotne po latach zaznajomił się z g..... i swoją w nim rolą i nie chce z niej wyjść - nie potafi opuścić tego, kogo z niego zrobiono.

Mówię tu raczej tylko o sferze polityki, która trawi co prawda wszystko na swojej drodze, lecz ograniczmy moja wypowiedź do polityki. Cokolwiek Ci ludzie zmuszeni do "współpracy" nie uczynili, powinniśmy we własnym fundamentalnym interesie starać się ich z tej roli wyciągnąć, a nie liczyć, że rana zabliźni się sama.

A: Ale Polacy nigdy nie dali się zniewolić - za to jesteśmy szanowani na świecie.
Protest przeciwko bezprawiu i złym posunięciom także obecnego rządu nie ustaje.


Z: Jasne, protest idzie równo, ....
jak Jurand na bagna.
A ciągnie za sobą w otchłań coraz to nowych ludzi.

A: Jak to widzisz ? Byłeś przecież członkiem Zarządu Stowarzyszenia Wolni-Polacy, które jak rozumiem wyrosło z protestów po włamaniach tych Twoich "nieznanych sprawców" nasłanych przez Ministra Bodnara na redakcje Telewizji Polskiej, Polskiego Radia, Polskiej Agencji Prasowej.

Z: Tak, byłem, lub jestem. Formalnie jestem, lecz inni członkowie Zarządu pozbawili mnie oraz dwie inne osoby z Zarządu bezprawnie praktycznie tej funkcji, na co nie podano mi rzetelnego uzasadnienia, ani żadnej pismnej decyzji, pod którą ktokolwiek by się podpisał. Paweł Zdun, z którym wcześniej przyjaźniłem się wycofał dokumenty rejestracyjne Stowarzyszenia, pod którymi był także mój podpis jako członka Zarządu z KRS i złożył nowe, na nową rejestrację nowego Zrzeszenia o tej samej nazwie, do których to dokumentów KRS odmówił mi wglądu, więc zakładam, że nie jestem w nich w żaden sposób odnotowanych jako członek Zarządu.

Paweł przestał kontaktować się ze mną już wcześniej, a po zapytaniu telefonicznym o powody podał mi niezrozumiałe uzasadnienie swojej wrogości, na które zamierzałem odpowiedzieć listem papierowym, pisanym, jak do kogoś z kim się przyjaźniłem, bo wydawało mi się to poważniejsze, lecz Paweł nie odpowiedział nawet na prośbę o podanie mi swojego adresu listowego. Wcześniej podejmowałm Pawała u siebie w domu, prowadziliśmy w gronie kilku osób cotygodniowe dyskusje na temat bieżących wydarzeń. Jeszcze gdy spotykaliśmy się na telekonferencjach przez skype, ja opowiadałem o protestach przed TAI, a Paweł pisał w skrytości Statut Stowarzyszenia, które wyrosnąć miało na tych protestach i nic mi o tym nie powiedział.

A Statut zawiera moim zdaniem istotny błąd - nie określa w jasny sposób celu Stowarzyszenia, co może prowadzić do nieporozumień i kłótni. A to także, jak się przekonałem jeden z symptomów choroby pozaborowej.

A: Co masz na myśli ?

Z: Muszę wyjaśnić to pojęcie, którym się posługuję.

To jest oczywiście mój własny termin. Chorobę pozaborową rozpoznać można np. po dramatycznej reakcji, którą oceniam jako psychotyczną innego Pawła, na fakt upublicznenia przez mnie na stronach www składu Zarządu. Usunąłem ten wpis, bo nie zdawałem sobie sprawy z poziomu lęków, jakie on wywołał, a nie miałem przecież celu samego w sobie straszenia innych bez powodu. Kilka osób odeszło z Zarządu, inne dołączyły, więc skład zmieniał się w porównaniu z tym ustalownym na Walnym Zgromadzeniu. Czułem się więc w obowiązku poinfomować o tym innych członków.

Pamiętam późniejszą dyskusję w gronie Zarządu, w której tłumaczyłem na darmo, że udział w Zarządzie powinien być powodem do dumy, a nie do wstydu. Wpisanie kogoś na listę Zarządu jest noblitacją, nie pohańbieniem - nikt nie chciał wtedy tego argumentu zrozumieć. Skoro wydał się on innym aż tak dziwny, nie nalegałem. Skład Zarządu pozostał niejawny. Choć formalnie z datą złożenia dokumentów rejestacyjnych w sądzie, w które mam wgląd mam też prawo je upublicznić - tak porada prawnika.

A: A dlaczego nazwałeś to chorobą pozaborową ?

Z: Ten hipotetyczny dialog przybliży Ci to pojęcie (naciśnij):

                   
P: Owszem, jestem w Zarządzie i co z tego ?
Dlaczego podałeś moje nazwisko do publicznej wiadomości ?


Z: Ale to jest działalność publiczna, którą wykonujemy.
Nie powinniśmy jej ukrywać. Nie ma do tego powodu.

P: A jak przyjdzie do mnie ktoś, np. urzędnik carski i wskaże mi na moje nazwisko wpisane na tej liście, którą sporządziłeś to jak ja się z tego wykręcę ?

Z: Paweł, nie ma już urzędników carskich !

P: ...
Oni chodzą teraz z polskich mundurach !
A obyczaj się nie zmienił.
To może wiązać się z przykrymi konsekwencjami. Takie są fakty !


Z: Jakimi konsekwencjami ?

P: Ty tego nie wiesz ? To jesteś naiwny !

Z: Ale Konstytucja zakazuje stowarzyszeń o ukrytych strukturach.
Nie upubliczniając składu Zarządu możemy mieć kłopot w zarejestrowaniu takiej organizacji.

P: Ale do KRS podaliśmy nasze nazwiska, bo tego wmagali i to wystarczy.
Wystarczy, że będą one podane w KRS, tam nie każdy zagląda.


Z: Paweł, a czy podporządkowanie nas pod lożę wyższego rzędu powinno być także utajnione ?
Pytam, bo może nie wyrośliśmy jeszcze z lóż masońskich ?

P: Pytasz serio ?

Z: Wiesz, moim zdaniem tak się nie da Polaków jednoczyć. Tworząc różne tajne grupy wpływów i koterie lub wręcz sitwy można ich tylko dzielić. Ktoś, kto ma takie lęki przed upublicznieniem swojej postawy i przekonań i musi tworzyć z tego powodu tylko grupy wpływów nawet przy najlepszych chęciach, nie ma potencji do jednoczenia ludzi, bo ten lęk jest patologią społeczną i takie osoby tylko ugruntowują go swoją postawą u innych.

P: Brak ci doświadczenia w polityce !

Z: Jasne, jasne !
To zrozumiałe że, musisz przejść na osobiste wycieczki !
Gdy narusza się czyjeś lęki.
P., przepraszam, chcesz kontynować, daj znać. ********


A: Rozumiem, ale może ktoś nie życzy sobie, żebyś podawał jego nazwisko ?

Z: Ktoś, jak ktoś. Przychodziły do mnie osoby bardzo zainteresowane działalnością polityczną. Chciały brać udział w pikietach, które organizujemy, chciały przemawiać publicznie. Jedyny warunk - żeby nikt nie dowiedział się, jak się nazywają.

A: I co w tym złego ?

Z: Mówimy o działalności publicznej. Trudno upubliczniać swój punkt widzenia skrywając swoją identyfikację, bo działając "zza węgła" propagujesz pewne lęki i otwierasz możliwości działań obcej agentury robiącej to za zapłatą, a skrywającą autora. Lęk powodujący unikanie identyfikacji powoduje budowanie sitw i koterii. Kto się takim lękiem kieruje nie ma moim zdaniem potencji do jednoczenie ludzi, będzie ich tylko dzielił na swoich i wrogów. To dokładnie ten lęk jest głównym źródłem obecnego kształtu rzeczywistości politycznej w Polsce po 1989 r.

Nie tylko dawni Tajni Współpracownicy SB unikają identyfikacji szukając jednak wpływów. Ten lek identykacji, który podpada ogólnie pod chorobę pozaborową wkradł się na samo dno polskiej duszy i jest broniony naturalnymi mechanizmami obrony osobowości.

A: No to po co ci TW szukają wpływów ?

Z: Dokładnie w tym celu !
W ramach zabezpieczenia, żeby nikt nie śmiał spojrzeć na te sprawy inaczej, a w żadnym razie, żeby ich nie upublicznił ! Boją się własnego cienia, choć to przecież Polacy i żyją w Polsce. Kogo z nas zrobiono w ten sposób ?

Cała ta "działalność polityczna" ma swój sens nie w dobru Polski, lecz w powstrzymaniu innych przed zidentyfkowanim ich i w tworzeniu do tego celu różnych sitw i układów. Widziałem to niestety w Prawie i Sprawiedliwości, której byłem członkiem, lecz to dotyczy moim zdaniem całego społeczeństwa ze wszystkimi partiami po równo, które zamieniły się z tego powodu w swoje sitwy. Spóbujesz otworzayć nową partię, wlezą z tego lęku, żeby ją rozwalić lub zdominować. Widziałem takie inicjatywy na własne oczy.

Ten nacisk społeczny jest olbrzymi, a ci ludzie nie wiedzą skąd on się bierze i uważają takie działanie polegające na tworzeniu swojej siatki wpływów, lub wręcz haków za normalne.

A: Aha ...
No, ale jeśli nawet ktoś ma pewne obawy, one nie wzięły się znikąd.
Czy trzeba nazwywać to od razu patologią ?


Z: Poruszyłeś dobry punkt. Nie jestem lekarzem, a mówię o patologii. Osoby dotknięte syndromem choroby pozaborowej nie mają świadomości, że ich zachowanie jest kierowane uczuciami lękowymi. One od tej świadomości po prostu uciekają. Dzieje się tak, bo tego typu lęki nadużywają naturalnych mechanizmów obronnych osobowości ludzkiej.

Po drugie choroba pozaborowa to nie drobna słabość, która kiedyś sama ustąpi, lecz mechanizm samozaciskający się. Nawet jeśli dawno nie ma realnych powodów do lęku te symptomy będą się wzmagać i takie społeczeństwo nie może uwolnić się z nich łatwo. Potrzebne będą potem trzy pokolenia dalej jakieś specjalne "ruchy emancypacyjne" odzyskujące obszary ludzkiej wolności, które były dłuższy czas po kolei tracone, a nikt nie wiedział jak i po co. Bo po co przełamywać coś, co już dawno nie istnieje. Owszem prześladowania dawno nie istnieją, lecz lęki pozostają i nasza kultura je niesie i czasami wzmacnia.

A: Wróćmy do konkretów. Co się wydarzyło z protestem przed TAI ?

Z: Adrian Widelski nie tylko namawiał innych do nie chodzenie przed TAI, lecz nadużwał do tego pozycji członka Zarządu, bo brzmiało to tak, jakby Zarząd podjął jakąś decyzję o zaniechaniu tego protestu. Z mojej perspektywy protest przed TAI był natomiast samym źródłem siły witalnej Stowarzyszenia "Wolni Polacy", bez którego stowarzyszenie uschnie jak roślina bez wody. Tu przychodzili ludzie bezinteresowanie i starałem się, żeby to ludzie sprzed TAI brali w stowarzyszeniu tym silniejszy udział. Niestety te środowiska nieco różniły się - inne osoby były przed TAI, inne zaczęły odgrywać ważną rolę w stowarzyszeniu, a powoli ci sprzed TAI wykruszali się, przestali się pojawiać.

A: No a dlaczego Adrian namawiał do tego, żeby dać sobie spokój z protestem przed TAI ?

Z: Przypuszczam, że kierował się fałszywą lojalnością wobec kogoś, kto obawiał się utraty kontroli i zapragnął z tego powodu to źródło nieco przytruć. To mógł być np. Marszałek Macierewicz.

A: A czego on miał się obawiać ? Przecież jego pozycja społeczna była i jest ugruntowana ?

Z: Może wolał Stowarzyszenie cheerleaderek. To domysły, lecz Marszałek Macierewicz ma też wyraźne syptomy choroby pozaborowej.

A: Jak to widzisz ?

Z: On sprzeciwiał się bardziej precyzyjnemu określeniu w statucie celów stowarzyszenia. Po polemice na Zgromadzeniu Założycielskim poddałem się, bo widziałem, że niewiele osób rozumie taką konieczność i cele Stowarzyszenia pozostały mgliste.

A: Dlaczego mgliste ?

Z: "Bo jeszcze ktoś się dowie i po co się narażać !" :)))

A: No ale ...

Z: Owszem, dokładniejsze określenie celów zapobiega kłótniom i jednoczy ludzi wokół wspólnej sprawy, ale czyż nie lepiej działać "zza węgła". Tak, unikanie określeń o co komu chodzi to syndrom choroby pozaborowej, lęk przed tym, że ktoś pozna Twoje cele i motywy i podstawi Ci nogę.

A: Czyli patologia społeczna ?

Z: Tak !

Przykładowo Paweł Zdun naciskał na niezwłoczne powołanie Stowarzyszenia "Wolni Polacy", lecz nie chciał dochować standardów, ani udziału w tym innych, których uważał za zagrożenie, jak zakładam, także we mnie widział zagrożenie, choć nie przedstawił mi tego, nie wszedł w żadną polemikę, która mogłoby cokolwiek wyjaśnić. Po co wyjaśniać - lepiej się zabezpieczyć i osoby o niejasnych poglądach eliminować innymi metodami. A stowarzyszenie jest z definicji współdziałaniem. Jeśli nie chciał współdziałać ze mną ani z Pawłem Pokorskim powinien był to jasno powiedzieć. Nikt by go wtedy nie przymuszał. Wolał zarówno on, jak i reszta Zarządu mnie i Pawła Pokorskiego jakoś "różnymi metodami" wyeliminować, choć nie podał na to żadnego powodu.

A: Może nie potrafił ich podać ?

Z: Tak zapewne było.
Moim zdaniem każdy ma prawo do niczym nie uzasadnionych sympatii lub antypatii, lecz powodowanie się nimi do działań skrytych, a rzekomo wspólnych nie wygląda dobrze.

A: Może rzeczywiście Cię nie rozumieli i się Ciebie obawiali ?

Z: Tak, to możliwe. Możliwe, że także Pan Marszałek nie potrafił ocenić, czy jestem z prawicy czy może jednak z lewicy i jakkolwiek przykładał do mnie swoje kryteria coś nie pasowało. Myślę, że osoby mierzące poglądy innych według kierunków świata nigdy nie poradzą sobie mentalnie z faktem, że mnie kierunki świata w polityce po prostu nigdy nie interesowały, nigdy się nimi nie zajmowałem. A oceniam mierzenie polityki - w sumie skomplikowanych procesów społecznych za pomocą kierunków świata za mało adekwatne. Kto tak czyni, dzieli de facto na swoich i obcych przez kryterium swoich obaw, nie przez realne fakty dotyczące danej osoby. A: Wróćmy do konkretów.
Jakie były realne postawy osób ze Stowarzyszenia, które oceniasz jako niewłaściwe ?


Z: Tu znajdziesz relację ze spotkania Zarządu, jakie miało miejsce 12.6.2024 (naciśnij)

                   
14-tego maja, tj. z dwudniowym wyprzedzeniem Adam Borowski, któ©y był członkiem Zarządu zwołał po swoim wyzdrowieniu spotkanie Zarządu Stowarzyszenia na najbliższy czwartek, 16 maja, na godz. 20.30 u siebie tj. w siedzibie Stowarzyszenia Wolnego Słowa (SWS). Zwołane przez mnie wcześniej spotkanie nie doszło do skutku właśnie z powodu jego choroby.

Zawiadomienie o tym fakcie Adam wysłał na listę mailową Zarządu, która była tym medium, wypracowanym przez Pawła Pokorskiego jakim porozumiewaliśmy się w Zarządzie. Piszę "wypracowanym". ponieważ już od samego początku odczuwaliśmy naciski, żeby takiego ogólnego medium dla wszystkich członków Zarządu nie było, a komunikację kontrolwał kto inny.

W spotkaniu miała uczestniczyć Komisja Rewizyjna. Paweł Pokorski podważył taką możliwość prawną, choć ja sam zgodziłbym się na obecność członków Komisji na prawach obserwatora. W sumie wymagało to decyzji Zarządu, czy zapraszamy Komisję, czy nie, lecz kilka osób z Adrianem włącznie wydawało się być niechętnych wobec takich większościowych decyzji i zastrzeżenie Pawła nie znalazło odpowiedzi.

O 14-tej Krzysztof  (3)  
  Pominąłem nazwisko jedynie w drodze wyjątku, bo spostrzegłem, że Krzysztof ma autentyczne lęki z powodu samego faktu kojarzenia jego osoby ze Stowarzyszeniem "Wolni Polacy". Jego zdaniem mogłoby mu to efektywnie zaszkodzieć przy przyjęciu do pracy w instytucji rządowej.

Z jednej strony jego wstyd z faktu kojarzenia jego osoby i gwałtowana reakcja emocjonalna, z drugiej wstyd dla Polski z faktu, że musiałem to nazwisko pominąć. Czytelnik oceni sam, który większy.
 

- także członek Zarządu - wysłał na listę pytanie, czy aby na pewno spotkanie odbędzie się w Stowarzyszeniu Wolnego Słowa, lecz nie uzyskał na nie żadnej odpowiedzi.

O 20:25 przybyłem przed SWS, lecz zastałem zamknięte drzwi oraz Pawła Pokorskiego i Krzysztofa  (4)  
  Pominąłem nazwisko jedynie w drodze wyjątku, bo spostrzegłem, że Krzysztof ma autentyczne lęki z powodu samego faktu kojarzenia jego osoby ze Stowarzyszeniem "Wolni Polacy". Jego zdaniem mogłoby mu to efektywnie zaszkodzieć przy przyjęciu do pracy w instytucji rządowej.

Z jednej strony jego wstyd z faktu kojarzenia jego osoby i gwałtowana reakcja emocjonalna, z drugiej wstyd dla Polski z faktu, że musiałem to nazwisko pominąć. Czytelnik oceni sam, który większy.
 

którzy poinformowali mnie, że spotkanie ma się podobno odbyć w biurze Pana Marszałka Macierewicza, który był także członkiem Zarządu, przy ul.Hożej, lecz nie zostali o tym fakcie prawidłowo powiadomieni i odmówili udania się tam ze mną, bo nie chcieli być traktoweni z brakiem szacunku wynikającym z braku powiadomienia.

W biurza Pana Marszałka zastałem poza nim samym Adama Borowskiego, Adriana Widelskiego, Pawła Zduna, Marię Grelę, Oskara Szafarowicza oraz członków Komisji Rewizyjnej: Dorotę Pękalską, Marię Wojciechowską i Anne Nozderkę. Barbara Wągrowska, która była także członkiem Komisji, była nieobecna. Jak się okazało wbrew wcześniejszej pisemniej rezygnacji z pracy w Zarządzie obecny był także Oskar Szarafowicz, który uznany został przez obecnych ustnie z powrotem za członka Zarządu, choć trzymałem w ręku jego pisemną rezygnację, wysłaną 20-tego kwietnia na listę, którą poinformował Zarząd o swojej rezygnacji wraz z rozległym uzasdnieniem tego faktu. Z prośbą o jakąś pisemną formę decyzji o jego powrocie nie udało mi się przebić. Domagałem się też wyznaczenia prowadzącego spotkanie, na którą to funkcję wybrany został Adam Borowski, oraz protokolanta, którym została Dorota Pękalska. Oskar odmówił podjęcia się funkcji protokolanta.

Adan Borowski rozpoczął spotkanie dłuższym przemówieniem, w którym zwrócił obecnym uwagę, że aby współnie działać powinniśmy się nawzajem lubić, a nie wysuwać jeden wobec drugiego ciągłe oskarżenia. Otrzymałem prawo głosu i zadałem Adamomi pytanie, czy lubi Pawła Pokorskiego, który zarzucił mu niedawno w mało przyjazny sposób uległość wobec Adriana, który zmienił miejsce spotkanie nie powiadamiając o tym fakcie w porę innych. Adam zawahał się, rozpoczął tłumaczeniem, lecz po moim nacisku stwierdził w końcu, że nie lubi Pawła, którym to stwierdzeniem jego wygłoszone przed chwilą przemówienie stało się dziwnie pozbawione logiki.

Po ustaleniu kto jest obecnie członkiem Zarządu Maria odczytała (lub zreferowała) raport Komisji Rewizyjnej, stwierdzający brak nieprawidłowości w dokumentach Stowarzyszenia. Komisja przedstawiła natomiast wniosek o wykluczenie z Zarządu Pawła Pokorskiego oraz mnie. W uzasadnieniu dot. mojej osoby podano w pierwszym punkcie fakt, że ujawniłem na swojej stronie www skład Zarządu. Rzeczywiście uczyniłem to, chyba około dwa miesiące temu, lecz usunąłem w ciągu godziny lub dwu po gwałtownym proteście Pawła. Zaznaczałem wielokrotnie, że ukrywanie składu Zarządu jest niezgodne z Art.13 Konsytucji i takie Stawarzyszenie nie będzie zapewne mogło zostać zarejestrowane, lecz wszyscy członkowie Zarzadu byli innego zadania i tak to pozostało. Inne stawiane mi zarzuty uzasadniające wyklucznie mnie, dotyczyły postów, które wysyłałem na listę Zarządu, które naruszać miały rzekomo dobre imię stowarzyszenia. Te zarzuty pozostają dla mnie do dziś niejasne, bo takich postów moim zdaniem brak, lecz gdyby rzeczywiście istniały ich jedynym odbiorcą był przecież sam Zarząd, wiec wobec kogo miałby on utracić dobre imię - wobec samego siebie ?

Poprosiłem o pisemną treść Raportu Komisji wraz z wnioskiem o usunięcie mnie oraz Pawła z Zarządu, pod którym powinno było znaleźć się jakieś pełne pisemne uzasadanienie, lecz na próżno - do dziś go nie otrzymałem. Pawłowi zarzucano podobnie naruszanie dobrego imienia stowarzyszenia za pomocą korespondencji, choć podobnie nie mogłem zrozumieć do końca na jakich konkretnych faktach opiera się ten zarzut. Innym stawianym mi zarzutem miał być fakt przyjęcia przeze mnie prywatnego zakładu z Pawłem o to czy Stowarzyszenie przetrwa, czy nie, w którym optowałem za tym, że przetrwa. To były moje i Pawła całkiem prywatne oceny sytuacji, które wydawały mi się dość naturalne.

Z strony Adriana pojawiła się też obelżywym tonen wyrażona uwaga o mojej rzekomej chorobie psychicznej. Jego zdaniem osoby chore psychicznie są z zasady wykluczone z udziału w Zarządzie. Adrian zarzucał mi też kłamstwa, choć nie zrozumiałem, czego miałyby one dotyczyć. Marszałek Macierwicz jako gospodarz nie wyrzucił Adriana ze swojego biura po takich tekstach, lecz przeprowadził krótkie rozważanie, w którym stwierdził, że skoro tu przychodzę i wypowiadam logiczne zdania, to znaczy, że nie jestem chory i zarzut Adriana nie był więcej powtarzany. Także Adam nie wspominał w tym kontekście już nic o wzajemnym lubieniu.

Słysząc to wszystko pomyślałem, że chyba nie pasuję do tego grona osób i nie chcąc wchodzić z nimi w dalszą polemikę wycofam się z działalności w Zarządzie, co też oznajmiłem obecnym. Po tym przedstawieniu zarzutów i przyjęciu sposobu głosowania nad odwołaniem każdego z nas osobno Adam zarządził głosowanie poprzedzając je dłuższym własnym oświadczeniem, w którym oznajmił, że będzie głosował przeciwko mojemu odwołaniu. Za moim odwołałaniem głosował Pan Marszałek, Adrian oraz Paweł Zdun, przeciwko był Adam, reszta w tym także ja sam wstrzymała się. Uznano więc wynik głosowanania, zgodnie z którym pozostałem w Zarządzie. Podobne głosowanie siedmiu obecnych członków Zarządu miały jako swój wynik rzekome usunięcia Pawła Pokorskiego z Zarządu: wszystkie głosy za usunięciem, mój przeciwko. Głos Adama potwierdzał, że tego warunku z lubieniem nie można było brać dosłownie.

W dalszej dyskusji zostałem zapytany o moje twierdzenie o rezygnacji z pracy w Zarządzie przez inne osoby z powodu agresywnej postawy Adriana. Owszem, twierdziłem, że były to co najmniej trzy osoby. Odczytano niektóre moje posty, w których ocenie obecni różnili się ode mnie. Nalegałem na ocenę Pana Marszałka, lecz on także ocenił je jako nieprawidłowe oraz dopytywał się co robiłem gdy mieszkałem w Niemczech, po czym stwierdził, że skoro zobowiązałem się sam ustąpić z Zarządu problem rozwiązuje się. Tu jednak zaprzeczyłem, twierdząc że nie podejmowałem żadnyh zobowiązań, a jedynie zapowiedziałem swoje prawdopodobne ustąpienie. Prosiłem jednak o jakiś pisemny protokół i wyniki tych głosowań. Skoro tak się sprawy mają pojawił się ferment wśród obecnych. Kierując się nim Oskar zarządał reasumpcji głosowanie nad moim usunięciem z Zarządu. Ponowne głosowanie dało wynik 6 osób za usunięciem i ja jeden wstrzymujący i tym drugim głosowaniem zostałem jednak usunięty za Zarządu. Tym razem także Adam Borowski był za moim usunięciem. Przypomniałem obecnym o swoich wcześniejszych wyjaśnieniach kilka dni temu, zgodnie z którymi Zarząd nie może usuwać sam swoich członków, bo każdy z nas ma mandat Walnego Zgromadzenia silniejszy niż głos Zarzadu, lecz dla obecnych sprawa została rozstrzygnięta.

Opuściłem spotkanie pozostawiając resztę osób w swoim gronie. Pana Marszałka przekonano do tego, żeby jako gospodarz odprowadził mnie do drzwi, co też uczynił.

Na spotkaniu nie otrzymałem nadal żadnego wglądu w dokumemnty Stowarzyszenie, o co zwracałem się formalnie od tygodni. Nie otrzymałem też możliwości przedstawiania uzasadanienia swojego własnego wniosku o odwołanie Adriana, który wysłałem na listę tygodnie temu, choć Pan Maraszałek dziwił się, że taki wniosek został postawiony. A tu bardziej zależało mi na możliwości opisu sytuacji niż na konsekwencjach.

Po spotkaniu zdałem relację z niego Pawłowi Pokorskiemu i zgodziliśmy się w jego ocenie, choć Paweł powątpiewał czy z formalnego punktu widzenia spotkanie Zarządu miało rzeczywiście miejsce, skoro nie było formalnie prawidłowego zawiadomienie o nim oraz użył bardziej obelżywej oceny osób, z czym sam się wstrzymywałem.

Moim zdaniem te osoby merytorycznie nie nadążały mentalnie i mogły zostać wciągnięte w wir konfliktu, przyznałem, że nie powinny prowadzić żadnego stowarzyszenia. Postawę Adama oceniłem jako wysoce niespójną moralnie, postawę Pana Marszałka Macierewicza jako kłamliwą, bo znał konflikty, lecz nie dążył do ich rozwiązania, a je rozgrywał. Paweł Zdun miał moim zdniem ideologiczne zawężenie poznawcze. Oskar postąpił niemoralnie, bo zawsze pomagałem mu po przyjacielsku ile mogłem. Także gdy pojawiły się próby usunięcia go z uczelni za poglądy pisałem w jego sprawie list do Senatu Uniwersytetu, jeszcze go wtedy nie znając. Nic nie zapowiadało żadnej różnicy zdań między nami, a przyjamniej on mnie o niej nie informował. Potrzebowałem dwóch godzin czasu, żeby przynać Pawłowi rację w wielu ocenach, nad którymi się pierwotnie wahałem.

Następnego dnia członek Komisji Rewizyjnej - Basia Wągrowska nie chciała potwierdzić telefonicznie, czy podpisała raport Komisji z wnioskiem o odwołanie mnie, bo jej zdaniem nie jestem już członkiem Zarządu i ona nie może ze mną z tego powodu rozmawiać. To było dziwne i żałosne, bo to ja nie znając jej wcześniej wepchnąłem ją na Zebraniu Założycielskim prawie na siłę do Komisji Rewizyjnej. Powiedziała wcześniej na spotkaniu założycielskim, że może nie powinniśmy eksponować pozycji Marszałka Macierewicza, bo to odstraszy od nasz wielu innych potencjalnych członków, a przecież chodzi o protest przeciwko poczynanium rządu io to nas łączy. Taki głos był postawieniem się wbrew nastrojom na sali i tym zdobyła mój szacunek. A teraz nie mogła ze mną rozmawiać ??? Tak trudno było powiedzieć - "sorry, podpisałam, wyda Ci się nieuzasdadnione, lecz muszę potwierdzić fakt" ? Ktoś, kto mówi deprymującym tonem, że nie może z mną nawet rozmawiać, sugerując, że nie ma do takiej rozmowy uprawnień, działa dziwnie, jakby został mentalnie zgwałcony. Rzeczywiście na samym spotkaniu Basi nie było.

Kilka dni wcześniej Paweł Pokorski zarzucił Pawłowi Zdunowi fałszerstwo dokumentów. Miało oni polegać na tym, że podpisaliśmy dwa zestawy dokumentów rejestracyjnych, jeden dla Zduna drugi dla Oskara, choć zgodnie z zaleceniem Adriana, a wbrew ostrzeżeniom Pawła Pokorskiego bez podania w nich adresu Stowarszyszenia. Sąd był zdania, że jeden zestaw starcza, przyjął zestaw Oskara i zastrzegł potem brak w nim adresu, po czym Paweł dopisał adres Stowarzyszenie, który okazał się adresem prywatnym Adama Borowskiego, i złożył taką nową wersję, starą wycofując. Korygowanie podpisanych już dokumentów można rzeczywiście uznać za fałszerstwo. Należało zapytać podpisujących, czy wyrażają zgodę. A nie było też najmniejszym problmem podjąć współnie uchwałę Zarządu ustalającą jako adres Stowarzyszenia adres prywatny Adama, o czym ktoś też wcześniej przebąkiwał, lecz potrzebny był papier z taką uchwałą, a jego nie było. Myślałem wtedy, że to niechlujstwo, dopiero potem zrozumiałem, że nie odzwierciedla ono niechlujstwa osob, lecz ma głębsze przyczyny.

Kilka tygodni wcześniej zwróciłem się do Pawła Zduna, żeby podał mi powody swoje wrogości do mnie, bo ich nie rozumiałem, na co odpowiedział, że miałem destrukcyjny wpłwy na rejestrację Stowarzysznie zbytnio ostrzegając przed możliwymi błędami.

Podobnie zwróciłem się do sekretariatu Pana Marszałka Macierewicza z zapytaniem, czy ma wolne terminy na przyjmowanie petentów i czy zechce zaoferować mi taki termin na osobistą rozmowę, przy której nie zajmę więcej niż 15 minut. Sekretarka zapowiedziała odpowiedź po poinformowaniu się, lecz żadnej odpowiedzi, choćby negatywnej do dziś nie otrzymałem.

Moim zdaniem należy podejrzewać, że pokolenie Marszałka Macierewicza zostało kompletnie zgwałcone, chyba najsilniej za upadku Solidarności i ono gwałci obecnie młode pokolenia namawiając je do bezprawia, chamstwa i obleśnych działań, które P, nazywa chyba słusznie ......... Takie miałem wtedy odczucia

A: No i co niego wynika ?

Z: Wszystkie te osoby uczestniczyły w dziwnym spektaklu. Nie było najmniejszego powodu, żeby usuwać ani mnie, ani Pawła z Zarządu. Oni się popisywali niemoralnością ! Może ktoś przekonał ich, że polityka jest niemoralna, a teraz żeby w niej uczestniczyć muszą zdać egazamin z tej niemoralności. Mieli dziwną satysfakcję z zaskoczenia, jakie pragnęli wywołać. Podawali ewidentnie nieprawdziwe fakty oraz powody.

A: Na czy miałaby polegać ta niemoralność ?

Z: Przecież Oskarowi pomagałem ile mogłem, przyjaźniłem się z nim, nie było z mojej strony wobec niego żadnego wrogiego gestu. Jeszcze tego dnia dzwoniłem do niego. Mógł powiedzieć mi że zamierza powrócić do pracy w Zarządzie, a Zarząd planuje decyzję o usunięciu mnie ze swojego grona. Tak rozmawiają ludzie, którzy coś razem podejmują. Wolał zaskoczyć mnie swoją wrogością, którą chciał się popisać, jakby chodziło mu o to, żeby efekt był tym silniejszy. Nie było do tej wrogości najmniejszego powodu ! A przynamniej on żadnego nie podał.

A: A dalej ?

Z: Od tygodni prosiliśmy z Pawłem Pokorskim o wgląd w dokumenty Stowarzyszenia, do czego mamy jako członkowie Zarządu prawo. Tym bardziej, że rejestracja Stowarzyszenia została na tamtym etapie wstrzymana przez sąd, który zgłosić miał zastrzeżenia. Któż miałby się o nich dowiedzieć, jak nie członkowie Zarządu, jakimi byliśmy ? Zamiast tego dokumenty zostały zablokowane przed naszym wglądem na dłuższy czas przez "badania" Komisji Weryfikacyjnej. A potem Komisja uzasadniła swoje "badania" moimi zastrzeżeniami co do prawidłowości dokumentacji. Przecież ja tych doumentów nigdy na oczy nie zobaczyłem. Owszem mogłem poderzewać, że znajdę w nich deczyje, których nie podjęliśmy, lub brak śladu po decyzjach, które zapadły.

A: Rozumiem,
czyli podany powód działania Komisji Weryfikacyjnej był Twoim zdaniem fikcyjny.


Z: Widziałem niechlujstwo i celowe blokady nałożone na mnie i na Pawła, lecz to była samowola Adriana. Nie widziałem żadnych decyzji Zarządu, które by je wprowadzały. Adrian trzymał rękę na liście kontaktowej do członków Stowarzyszenia i nie mogliśmy doprośić się, o jakąś ogólną listę mailową dla wszytkich, na której moglibyśmy cokolwiek wyrazić. Taka blokada kontakatów była bezprawnym nadużyciem

Trudno założyć, żeby takie osoby miały potem mentalnie potencję, żeby zaprzeczyć celowemu niechlujstwu i łamaniu zasad przez Ministra Bodnara. Jeśli będą go krytykować, to po tym spaktalu powodem będzie nie łamanie zasad i blokady komunikacji, lecz jedynie fakt, że to inna, "nie nasza" sitwa. A my oskarżamy Ministra Bodnara o blokady komunikacji, czyli dokładnie o to, co zarzucamy Adrianowi !

A: Rozumiem, ale po co on miałby to wszystko robić ?

Z: Nie tylko on.
Praktycznie wszyscy członkowie Zarządu poza mną, Pawłem Pokorskim i Krzysztofem  (5)  
  Pominąłem nazwisko jedynie w drodze wyjątku, bo spostrzegłem, że Krzysztof ma autentyczne lęki z powodu samego faktu kojarzenia jego osoby ze Stowarzyszeniem "Wolni Polacy". Jego zdaniem mogłoby mu to efektywnie zaszkodzieć przy przyjęciu do pracy w instytucji rządowej.

Z jednej strony jego wstyd z faktu kojarzenia jego osoby i gwałtowana reakcja emocjonalna, z drugiej wstyd dla Polski z faktu, że musiałem to nazwisko pominąć. Czytelnik oceni sam, który większy.
 

brali udział w tym truciu komunikacji, tak jakby zależało im na pozbawieniu nas kontakatów z resztą członków i potem, żeby nikt z członków nie przychodził już przed TAI.

A: Czyli kto miałby być za to odpowiedzialny ? Czy wszyscy sami się przeciwko wam zmówili ?

Z: Moim zdaniem udział osoby o pozycji Marszałka Sejmu w jakiejś organizacji powinien gwarantować najlepsze spełnienie wszelkich standardów. Wielokrotnie zwracałem Panu Marszałkowi Macierewiczowi uwagę za pomocą osobistych papierowych listów na fakty, które podałem na liście dyskusyjnej. Zapewnił mnie z uśmiechem na ustach, że tę listę dokładnie czyta.

Z racji jego pozycji to jego obarczam odpowiedzialnością za te sytuacje, za tolerowanie agresji Adriana, za niechlujstwo w aktach, za niedookreślenie celów stwarzyszenia, i za zgodę na trucie komunikacji lub wręcz za inspirowanie do niej innych.

Poprzednie zebranie zwołałem zgodnie ze Statutem ja, lecz nie wiedziałem czy Pan Marszałek będzie mógł w nim uczestniczyć. Wydzwaniałem do biura i jego sekretrka obiecała, że się dowie. Po jakimś czasie zadzwoniłem po raz wtóry i otrzymałem od niej oficjalne potwierdzenie, że spotkanie Zarządu będzie mogło odbyć się pod zaplanowanym terminem w biurze Pana Marszałka. Lecz, potem gdy spotkanie miało się odbyć Pan Marszałek stwierdził, że to niemożliwe, że nic o tym nie wiedział. Wątpię, żeby sekretarka mnie okłamała.

A: Zarzucasz mu, że robił to celowo ? Po co miałby to wszystko robić ?

Z: Moim zdaniem taka postawa wskazuje, że jest osobą zdegenerowaną, która podaje to zdegenerowania dalej innym.

Możliwe, że jest też więcej osób, które porozumiewają się co do takich działań bez słów i współgrają ze sobą czahjąc się na różne Księżniczki Burgunda. Odnoszę wrażenie, że wręcz chwalą się wprowadzaniem innych ludzi w demoralizujące wybory, którym ci inni potem nie sprostają i staną się, tacy sami jak oni - ludzie, którzy postąpili świadomie wbrew sobie samym.

Moim zdaniem oni łamią innych, podając swoje złamania dalej.

A: Celowo i świadomie ?

Z: Owszem celowo dążą do złamania innych, lecz nie całkiem świadomie. Po pierwsze pełna świadomość szkodzi. Łatwiej działać bez niej. Myślę, że takie osoby działaj w nawyku niewiele zastanawiając się nad tym, skąd on pochodzi, bo ciężko wracać do "niektórych sytuacji".

A: A nie jest tak, że masz trochę żalu za to, że wyrzucili Cię z Zarządu ?

Z: Wyrzucili i nie wyrzucili ? Bez niczego na piśmie żadne wyrzucenie formalnie nie istnieje. Taki jest wynik konsultacji prawnych, jakie uzyskałem. Te celowo powtarzane "błędy" dają mi możliwości prawne do podważenia wszystkiego w KSR, lub w instytucji nadzorującej !

A: To dlaczego tego nie robisz ?

Z: Widzisz, mam wrażenie, że te osoby prowokujące konflikty dokładnie tego by chciały. Będą sobie drwić udając, że nie wiedzą o co chodzi, a żaden konflikt nie istnieje. I tak nie ma rozwiązania, jeśli jedna ze stron tego nie chce.

A: No ale jakiś żal za usunięcie Cię z Zarządu przecież masz ?

Z: Wiesz, właściwie nie, bo poprzednia sytuacja była dużo bardziej nieporęczna. A teraz sprawa została o tyle wyjaśniona, że te kilka osób nie chce ze mną współdziałać, a to jest przecież każdego wolna wola z kim wpółdziała. Nie mam do tego żadnych pretensji. Lecz mam trochę żal do reszty członków za to, że dali sobie narzucić takie rządy osób kierujących się lękami, które nigdy nie powinny kierować żadnymi stowarzyszeniami. Ale nie miałem możliwości ich i tym poinformować, co teraz trochę nadrabiam tym wywiadem.

A: Jasne ...
Ale wróćmy jeszcze do tego Juranda, bo tego nie zrozumiałam ?


Z: Widzisz, ja myślę, że wciągnięcie kogoś w postawy lub działania, które ten ktoś ocenia sam jako niemoralne, jak przykładowo wymuszenie na nim podpisania deklaracji współpracy jako TW, lub inne sposób zgnijenia, a było ich wiele, to de facto wydłubanie komuś oczu. A to dlatego, bo on traci łatwość dokonywania ocen moralnych, a one są każdemu konieczne w życiu, żeby nie wlazł na ....
W Polsce analogia idzie nieco dalej - taka osoba w wydłubanymi oczyma, czyli pozbawiona możliwości dokonywania ocen moralnych idzie nie tylko sama na zatracenie (na bagna), lecz ciągnie za sobą celowo innych.

A: Jak to ciągnie innych ? Po co ?

Z: Stara się zgnoić dla popisu innych ! >br> Jeśli taka patolgia dotyczy szerszych kręgów taki kraj pozbawiony możliwość ocen moralnych jest nie całkiem sobą samym, brak mu pewnego wymiaru w działaniach społecznych, nie potrafi wyjść sam z tego zaklętego kręgu. Dla wielu osób z młodszych roczników stają się normą sprawy, które w normalnym kraju nie mają najmniejszej racji bytu. A te mechanizmy się zaciskają i ludzie tracą całe obszary wolności, które były wcześniej oczywiste. Oczywiste patologie stają się normą. Moim zdaniem moralność a la Bodnar to w polskiej polityce tylko wierzchołek góry lodowej. Oni mówią na przykład, że polityka polega na zbieraniu haków, nie na ustalaniu współpracy.

A: No, ... nie powiem "jasne" bo co mówisz jest całkiem niejasne !
Ale jeszcze ostatnie pytanie:
Co to jest ten obrazek na górze tej strony www ? Co to za potwory w tańcu wokół cmentarza ?


Z: To jest obraz Dudy-Gracza: "Warszawa, Chopin".
Pochodzi z całego cyklu prac będących interpretacją malarską dzieł Fryderyka Chopina. To jest mazurek Chopina !

A: ...
Aha ....

Dziękuję Ci za wywiad.