Ustawa Reprywatyzacyjna - polemika z projektem prof.Zaradkiewicza i Ministra Jakiego

Version:   1.0   27.03.2020   (former versions)  
  0.1        23.11.2017
0.5        23.11.2017
1.0        27.03.2020
 

 

Szanowni Państwo, jestem prezesem Zrzeszenia Osób Dotkniętych Skutkami Dekretu Warszawskiego "Dekretowiec".  (1)  
  Artykuł ten nie jest jednak oficjalnym stanowskiem Zrzeszenia, jedynie publicystyczną wizją jednego z członków. Wykracza ona poza postulaty naszego Zrzeszenia takie, jak są one aktualnie zapisane w naszym statucie.  

Moja rodzina

pochodzi z warszawskiego Powiśla, gdzie moja nieżyjąca już matka była przed wojną "córką króla szmalcu". W piwnicach naszego domu znajdowały się olbrzymie chłodnie z zapasami mięsa na przerobienie, a raty za zakupione w Niemczech nowoczesne wtedy agregaty chłodnicze dziadkowie płacili do Berlina - ostatnią zamykającą dług w sierpniu 1939 roku. 10-tego września bomba zabiła 17-cioro osób niszcząc pół budynku. Potem nastąpiła okupacja, Powstanie. Po wkroczeniu Rosjan i "wyswobodzeniu" dymiących od miesięcy zgliszcz "cały naród odbudowywał swoją stolicę". Władze miejskie podsumowały koszta odgruzowania pozostałego nam placu i przedstawiły rachunek z nakazem zapłaty mojemu dziadkowi, który miał, czy nie miał wtedy pieniędzy - wolał nie zostać zaliczony do "wrogów ludu".

Dekret Bieruta

Trzy lata wcześniej, tj. 26. października 1945 roku udająca pochodzącego spod Tarnobrzegu Bolesława Biernackiego matrioszka sowiecka działająca pod przebranym nazwiskiem Bolewsław Bierut podpisała wraz z działaczem z przywództwa PPR Władysławem Gomułką oraz czterema innymi osobami podpisującymi się jako ministrowie dokument, na mocy którego grunta warszawskie przechodziły na rzecz "państwa"  (2)  
  Zaznaczyłem "państwa" w cudzysłowiu, bo przecież Polska znajdowała się wtedy praktycznie pod rządami Armii Czerwonej. Bez współpracy z NKWD żadne działania nie były możliwe, a w przywództwie wspomnianej PPR jeden zastrzelił drugiego, a trzeci (Gomułka) podpisał wyrok śmierci na tego pierwszego.  

. Budynki pozostawały zgodnie z art.5 tego dokumentu we własności dotychczasowych właścicieli. Dokument ten tzw. Dekret Bieruta obowiązuje do dziś. Nie unieważniał on prawa własności  (3)  
  Cytując mec. Ryszarda Grzesiułę w jego wniosku obywatelskim złożonym 7.11.2017 do Ministra Partyka Jakiego powiedzieć można, że dawni właściciele
"nabyli na podstawie art. 7 ust 2 Dekretu z dnia 26 października 1945 r o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m. st. Warszawy, ekspektatywę – prawo przyrzeczone. Ekspektatywa jako instytucja prawa cywilnego jest dziedziczona i zbywalna. Prowadzi ona do otrzymania w wieczyste użytkowanie (które można przekształcić we własność), prawa do gruntu stanowiącego ich dotychczasową własność.

Ekspektatywa, czy raczej uprawnione oczekiwanie (legitimate expectation) warszawiaków uznaje się za wystarczająco pewne, i w sądownictwie międzynarodowym jest kwalifikowane jako prawo do własności co potwierdził ETPCz (zob. wyr. ETPCz w sprawie Kopecky, para. 52; wyr. ETPCz z 6.10.2005 r. w sprawie Draon p. Francji, para. 68; z 3.11.2009 r. w sprawie Sierpiński p. Polsce, para. 65; post. ETPCz z 23.2.2010 r. w sprawie Koivusaari i inni p. Finlandii; wyr. ETPCz z 1.4.2010 r. w sprawie Denisova i Moiseyeva p. Rosji, para. 47"
.
 

, przewidywał odszkodowania.  (4)  
  Dekret dotyczył gruntów, a budynki ? - No cóż, dane historyczne, zob. np. wydane pod redakcją Kazimierza Krajewskiego i Magdaleny Pietrzak-Merty przez IPN opracowanie pt. "Warszawa Miasto w Opresji", świadczą o tym, że po prostu bali się nam je odebrać, bo władza ludowa jeszcze wtedy nie okrzepła. Później dało się przejmować budynki bezprawnie zarządzając po prostu wpis do hipoteki na rzecz Miasta i nie podając podstawy prawnej, której do dziś brak !  

 (5)  
  Co prawda Dekret regulował przejęcie budynków w przypadku odmownej odpowiedzi na "wniosek dekretowy", lecz we wszystkich przypadkach, w których nikt takiego wniosku nie postawił na przejęcie prócz gruntu także budynków brak jest po dziś dzień jakiejkolwiek podstawy prawnej. Do pełnego opisu stanu prawnego odsyłam do wypowiedzi mecenasa Ryszarda Grzesiuły, od którego pochodzi ta uwaga.

Taki stan bezprawnej częściowo hipoteki odziedziczyliśmy, z takim żyjemy i żaden z dotyczasowych Prezydentów Warszawy nie odpowie nigdy na pytanie, czy ten stan obecnego dziś bezprawia zostanie kiedyś jakoś usunięty.
 

Moje nieruchomości

Dziadkowie pozostawili nam w spadku w sumie cztery nieruchomości: ruiny na Powiślu, oraz na Mariensztacie, dom na praskich Szmulkach oraz skrawek sadu na Pradze. Na Powiślu wybudowano w 60-tych latach wieżowiec, zarząd sprawującej nad nim władzę spółdzielni "Radna" usunął potem w 2013 w przykrych okolicznościach pewną znaną na Powiślu księgarnię wraz z kawiarnią. Wspominam o tym fakcie, bo przy zrealizowanym prawie mojej własności prawdopodobnie do tegoi by nie doszło - lubiłem tam pić kawę i czytać książki. Kamieniczka na Mariensztacie została odbudowana, część lokali została wykupiona przez mieszkańców. Na placu na Pradze sad wycięto a plac oddano w 1958 występującemu wtedy w dokumentach jeszcze pod imieniem Wasyl, Wacławowi P. na warsztat samochodowy, który funkcjonuje tam do dziś, na większej części znajduje się obecnie ulica Fieldorfa. Zwrot blokowany był latami przez p.Robaszkiewicz w Urzędzie Mieszkalnictwa argumentem, że nieruchomość odebrana została przecież na cele społeczne - na budowę przychodni przeciwgruźliczej. Nie pomogło uzasadnianie, że przychodnie tę wybudowano zgodnie z planej dwie ulice dalej ! Racje przyznał mi dopiero NSA, choć do dziś nic z tej racji nie wynikło.

Nie zrealizowaną do dziś umową dziadek Stanisław zlecił remont kamienicy na Szmulkach Panu W., który posprzedawał bezprawnymi i nienotarialnymi umowami mieszkania ich mieszkańcom, a otrzymane pieniądze przetrwonił, wg. mojej niepełnej wiedzy na wyścigach konnych. Dom ten, naprawiony po części w 50-tych latach przez samych mieszkańców, potem zaniedbany, już w stanie nierentownej rudery, w której nadal mieszkali ludzie Urząd Miasta zwrócił nam, a jego doprowadzeniem do stanu używalności zajmuje się od lat bez wsparcia ze strony Miasta obecnie inny właściciel. Dawni mieszkańcy, częściowo wymarli, częściowo wyprowadzili się, a niektórzy mieszkają w nim nadal. Dom został w 2017 już zasadniczo wyremontowany. Do dawnych dokumentów kupna dawni mieszkańcy nie śmieli w rozmowie ze mną zaglądać, żeby nie przekonać się powtórnie o dręczącej prawdzie o ich bezwartościowości, którą znali od lat. W 40-tych latach jakoś trzeba było przecież żyć i gdzieś mieszkać !

Urząd Miasta nie zgodził się na pominięcie w sprawie o zwrot spadkobierców Pana W. , postępowania spadkowe na ich korzyść przeprowadziłem bez ich współpracy. Wnuczka Pana W. zeznała wtedy w sądzie, że „Pan Lisiecki zaoferował mi korzyść majątkową, lecz jej oczywiście nie przyjęłam”. Owszem zaoferowałem jej, żeby skorzystała materialnie ile uważa za sprawiedliwe i zostawiła nas w spokoju, pozwalając na remont walącej się kamienicy, w czym, jak i w staraniach o zwrot odmawiała przez lata udziału.

Konstytucja

Od dziesięcioleci moja rodzina stara się o uszanowanie przysługującego nam choćby zgodnie z art.7 pkt.5  (6)  
  W razie niezgłoszenia wniosku, przewidzianego w ust.1 lub nieprzyznania z jakichkolwiek innych przyczyn dotychczasowemu właścicielowi wieczystej dzierżawy alb prawa zabudowy, gmina zobowiązana jest uiścić odszkodowanie w myśl ar.9.  

oraz art.9 wspomnianego wyżej Dekretu prawa do odtworzenia własności. Prawo to posiadamy także dziś i ma ono swoje umocowanie w jednym z pierwszych artykułów Konstytucji, artykule 21, który zacytuję:

       
Art. 21
 
1. Rzeczpospolita Polska chroni własność i prawo dziedziczenia.
2. Wywłaszczenie jest dopuszczalne jedynie wówczas, gdy jest
    dokonywane na cele publiczne i za słusznym odszkodowaniem.
 (7)  
  Cytat ten podaję w celu konfrontacji zapisu o "słusznym odszkodowaniu", którego nie da się pogodzić moim zdaniem z 20-toma %, tak Minister Jaki, ani żadnym innym ułamkiem słusznego odszkodowania. Co prawda w Ministerstwie Sprawiedliwości znajdą się i tacy eksperci, dla których będzie to do pogodzenia. Wręcz mowa była o tym, że dałoby się taki zapis ustanowić w sposób, żeby nie sprzeciwiły się temu sądy unijne ! Moim zdaniem jest to jednak wypowiedź nie na temat prawa, lecz na temat układów i konszachtów z osobami odpowiedzialnymi za sądy unijne. Realizmu nie wykluczam.  



Możliwość odtworzenia własności nazwana jest tu konstytucyjnym terminem „słusznego odszkodowania". Wspomnę także o ciągłości prawa własności gwarantowanego zarówno przez konstytucje przedwojenne, okresu komunistycznego, jak tę obecną, którą cytowałem. Prawo własności nie mogło zgodnie z uchwałą Senatu o ciągłości prawa nigdzie po drodze zniknąć, a nieusuwalność tego prawa własności uregulowanego Dekretem Bieruta potwierdzona została wielokrotnie odnośnymi orzeczeniami Sądu Najwyższego.

Działanie Urzędu Miasta

Administracja Miasta zwraca się jednak od lat w tym punkcie przeciwko Konstytucji, a sądy ten proceder kryją. W jaki sposób się to odbywa ? Po pierwsze przez unikanie dekadami wydawania decyzji, do których urząd ten jest zgodnie z prawem zobowiązany w ciągu miesiąca. Pomijając fakt, że dochodzenie sądowe ze skargą na bezczynność urzędu kosztuje miesiące, lub rok wspomnieć wystarczy o potwierdzonych przez Sąd Administracyjny setkach prawomocnych wyroków sądowych, które Urząd Miasta po prostu nie wykonuje, a poszkodowani zwracają się o nakaz ich wykonania powtórnie do sądu. Czyż sąd administracyjny nie mógłby zasądzić odpowiedniej grzywny, która zmusi Miasto do wykonania tych wyroków ? Pominę tu dyskutowaną szeroko w mediach kwestię, czy grzywnę taką miałby zapłacić sam urzędnik, czy urząd, który piastuje podczas, gdy odmawia wykonania wyroku sądu. Urząd jest jak wiadomo finansowany przez podatników ! Naczelny Sąd Administracyjny odmówił mi jednak zwiększenia takiej grzywny ponad 1000 zł, bo uznał, że nie udowodniłem że bezczynność urzędu miała dla mnie rzeczywiście większą wartość,  (8)  
  Orzeczenie to z września 2017 , nr sygnatury I OSK 451/17 znajduje się w bazie danych orzecznictwa NSA pod tym adresem. Wyższej instancji w Polsce już nie ma.  

jakby pewność wykonywania wyroków sądowych nie była istotną wartością samą w sobie.

Sabotaż prawa własności ze strony Urzędu Miasta wraz brakiem właścicielskiej dbałości - Urząd mówi tu wprost, że nie może dbać o domy, co do których toczy się postępowanie zwrotowe, bo byłoby to niegospodarnością, jeśli okazałoby się, że rzeczywiście trzeba je będzie zwrócić - to jedna z przyczn konfliktów z lokatorami ! Skoro zwykły zdrowy rozsądek skłaniałby do odwrotnej logiki trudno wykluczyć wolę destrukcji ze strony Urzędu Miasta. Domy, o które od dziesięcioleci nikt nie dba zaczynają się walić, a ich mieszkańcy zmuszani są do ich opuszczenia przez samą techniczną konieczność.

Krytyczna ocena projektu Jakiego/Zaradkiewicza

W dalszej części odniosę się dokładniej do zaproponowanej przez Ministra Jakiego tzw. "Dużej Ustawy Reprywatyzacyjnej" a dokładniej do wywiadu jakiego udzielił Gazecie Polskiej współautor tego projektu Prof. Kamil Zaradkiewicz zamieszczonemu w niej 25 października 2017.
  1. Ustawa rekompensuje krzywdy, które sama wyrzadza
    "Nie można zapominać o tym, że państwo polskie stara się dziś zadośćuczynić za krzywdy, których dokonał obcy, narzucony reżim, bo tym w istocie była PRL. " - mówi Zaradkiewicz. Wyjaśnijmy jednak na czym te krzywdy polegają. PRL uniemożliwiała praktyczną realizację prawa własności, jednak jej formalnie nie odmawiała. Po dziś dzień zostaje nam możliwość zwrotu zgodnie art.7 pkt.2 Dekretu  (9)  
      Gmina uwzględni wniosek, jeżeli korzystanie z gruntu przez dotychczasowego właściciela da się pogodzić z przeznaczeniem gruntu według planu zabudowania, a jeżeli chodzi o osoby prawne - ponadto, gdy użytkowanie gruntu zgodne z jego przeznaczeniem w myśli planu zabudowania nie pozostaje w sprzeczności z zadaniami ustawowymi lub statutowymi tej osoby prawnej.  

    lub zgodnego z art.7 pkt.5 Dekretu opisanego w artykule 21 Konstytucji słusznego odszkodowania. Dopiero proponowana przez profesora Zaradkiewicza ustawa unieważniając Dekret unicestwia tę formę własności. Przy pomocy dokonanej w artykule 2.2 tego projektu mistyfikacji słownej polegającej na przedefiniowaniu "prawa do otrzymania świadczeń związanych z regulacją stanu prawnego", które obejmowało do tej pory słuszne odszkodowanie na obecnie jedynie "rekompensatę" proponowana ustawa rekompensuje w 20-tu % szkodę którą sama wyrządza odebraniem pełnego prawa własności (lub pełnego odszkodowania) ! Zaprzeczone jest tu więc nie tylko prawo własności wg. art.21 lecz także art.64 Konstytucji  (10)  
     
    Art. 64.

    1.Każdy ma prawo do własności, innych praw majątkowych oraz prawo dziedziczenia.
    2. Własność, inne prawa majątkowe oraz prawo dziedziczenia podlegają równej dla wszystkich ochronie prawnej.
    3. Własność może być ograniczona tylko w drodze ustawy i tylko w zakresie, w jakim nie narusza ona istoty prawa własności.
     

    , oraz art.1 Protokołu Dodatkowego Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka.

  2. Własności nie da się zwrócić, bo jej "już nie ma" !
    "Jednak odpowiedzialność państwo może przyjąć na siebie jedynie w takim stopniu i takiej skali, w jakiej jest to możliwe dla udźwignięcia przez całe społeczeństwo." - mówi dalej Zaradkiewicz. Zwróćmy jednak uwagę, że gdyby nie art.18 proponowanej ustawy wykluczający zwroty w naturze twórcy tej propozycji stanęliby przed pytaniem, czy nieruchomości, które należałoby zwrócić byłym właścicielom "wyfrunęły" z Polski, czy już ich nie ma, że państwo polskie miałoby do ich zwrotu dopłacać. Pokaźna część z nich znajduje się przecież nadal w rękach państwa, a niektóre "z-re-prywatyzowane" zostały "w inny sposób".

    Aby te "re-prywatyzacje" przedstawić podajmy przykład zaczerpnięty z działania Komisji Weryfikacyjnej, której przewodniczym jest przedstawiający projekt nowej ustawy Minister Patryk Jaki: Rodzinie Przedpełskich odebrana została ich willa przekazana potem Panu Jaruzelskiemu. Rzeczywiście Komisja posiada możliwość unieważnienia takiej fałszywej, niezgodnej z prawem "re-prywatyzacji", lecz ustawa powłująca Komisję nie przewiduje możliwości zwrócenia jej rodzinie pierwotnych właścicieli. Willa wróci do zasobów miasta, z których "pozyskać" będzie mógł ją ktoś inny. Jeśli przypadkiem miałaby ona wrócić do rodziny Przedpełskich obarczeni oni zostaną kosztami jej przystosowania do potrzeb rodziny Jaruzelskich. Jako, że nikt z Przedpełskich nie podnosił prawa do statusu „polskiego generała” można podejrzewać, że kosztów tych nigdy nie uda im się pokryć i własność willi zamieni się dla nich na dług bankowy. Warto zadać w tym miejscu poboczne pytanie, czy Komisja, o której mowa rozważała w ogóle jakikolwiek przypadek reprywatyzacji - pisanej bez cudzysłowu. Wspominający o "skutkach decyzji reprywatyzacyjnych" sam jej tytuł wydaje się rzeczywiście z tej perspektywy drwiną lub słowną mistyfikacją. Jako stowarzyszenie zajmujące się reprywatyzacją nie weszliśmy ani w skład działającej przy tej Komisji Rady Społecznej, ani nie udało nam się do końca października 2017, kiedy piszę ten artykuł, mimo wielu starań nawiązać poważnego kontaktu z Ministrem Jakim. a kontaktu z posłem Pawłem Lisieckim  (11)  
      Poseł Paweł Lisiecki nosi to samo nazwisko, co ja, lecz mimo wzajemnej sympatii nie udało nam się odnaleźć wspólnych przodków.  

    nie udało się odnowić.

  3. Ustawa rozwiązuje problem przez deklarację, że go już nie ma oraz przez zakaz jego podejmowania w sądzie.
    Proponowana ustawa rozwiązuje jednak przynajmniej, co zaświadcza Minister Patryk Jaki raz na zawsze zaszłości Dekretu Bieruta i podobne, które zostają po prostu unieważnione - oczywiście same dekrety, nie ich skutki ! Przyjrzyjmy się dokładniej pomysłowi autorów tej propozycji, jak to się dzieje. Art.8 pkt.2 umarza wszelkie toczące się w tych sprawach postępowania sądowe i wyklucza możliwość postawienia ich przed sądem kiedykolwiek później. Jako nie-prawnik opiszę tu jak rozumiem sens sądu w naszej kulturze. Jest to oferowany przez administrację państwa bezstronny trzeci, który w przypadku sporu dwóch stron rozstrzygnąć może kto z nich ma rację. Możliwość takiego rozstrzygania według argumentów zastępować ma walkę wręcz lub inne sposoby siłowe i dostępna powinna być zawsze i każdemu, kto czuje, że dzieje mu się niesprawiedliwość. Wyłączanie samej możliwości dochodzeń sądowych oznacza destrukcję nie tylko państwa lecz wręcz naszej kultury rozstrzygania sporów. Nic dziwnego, że prawo do sprawiedliwego sądu zakotwiczone jest w Konstytucji oraz obowiązujących w Polsce międzynarodowych konwencjach, przykładowo w art.6 Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka, który ma zgodnie z art.91 Konstytucji pierwszeństwo przed Ustawą Jakiego. Lapidarnie mówiąc system prawny RP po ewentualnym uchwaleniu takiej ustawy „wpada w drgawki”.

    Także długoletnie procesy sądowe nie są przecież niczym złym, jeśli odzwierciedlają one długotrwałość realnego sporu, a nie brak potencji lub woli do rozstrzygania samych sądów. Nie wymagają one zwalczania. Odmowa prawa do sądu to odmowa do przyznania racji temu, kto ją możliwie posiada, a nie usunięcie jego racji.

  4. Ustawa obchodzi prawo własności, ale tylko w Polsce
    Podobnych naruszeń samej konstrukcji społeczeństwa prawa dokonuje proponowana ustawa w sprawie dziedziczenia, równego traktowania i kilku innych. Ich międzynarodowe konsekwencja mogą okazać się dramatyczne. Ustawa nie zapobiegnie przecież dochodzeniam praw własności przeciwko Polsce w międzynarodowych instancjach sądowniczych.

Wtórny komunizm

Jaki jest powód tak „odważnych” propozycji dotykających podstaw sprawiedliwości oraz fundamentów państwa ? "Ustawa Jakiego" powstała bez żadnej wiedzy ani konsultacji środowisk, które ona dotyczy. Wyciągnięta została podobnie jak poprzednie propozycje: projekt senatora Andrzejewskiego, projekty Urzędu Miasta i inne, "z rękawa" i zaoferowana jako "przecięcie gordyjskiego węzła" - tak tytuł artykułu w Gazecie Polskiej bez zrozumienia faktu, że węzeł ten polega li tylko na kłopotach pojęciowych elit III RP w zrozumieniu i akceptacji prawa własności.

Rzeczywiście dla niektórych (senator Borowski) własność prywatna jawi się jako będąca w konflikcie z potrzebami społecznymi forma uzurpacji jednostki nad większą grupą. Z jakąż chęcią przedstawiają media rzekomy konflikt między dawnymi właścicielami, a obecnymi usuwanymi z mieszkań lokatorami. Środowisku dawnych właścicieli nie dano w mediach szansy na sprostowanie tego obrazu ani nawet na adekwatny wyraz solidarności z usuwanymi mieszkańcami.

Czyż senator Borowski postępując konsekwentnie nie powinien oddać swojego własnego mieszkania na "cele społeczne" skoro społeczny zysk jest oczywisty: pięciu bezdomnych zmieściłoby się w nim, a tylko sam senator Borowski poszedłby spać pod most - zysk pięć do jednego !

Domniemany paradoks polega na traktowaniu własności prywatnej jako formy kulturalnego złodziejstwa i pomijaniu jego funkcji społecznej.

Odbudowa prawidłowej struktury własności

W rzeczywistości własność prywatna to wyłączność kompetencji do pewnego obszaru ludzkich działań.  (12)  
  To jest moja własna definicja. Kodeks Cywilny odnosi pojęcie własności do "korzystania":

DZIAŁ II Treść i wykonywanie własności, Art. 140.
W granicach określonych przez ustawy i zasady współżycia społecznego właściciel może, z wyłączeniem innych osób, korzystać z rzeczy zgodnie ze społeczno - gospodarczym przeznaczeniem swego prawa, w szczególności może pobierać pożytki i inne dochody z rzeczy. W tych samych granicach może rozporządzać rzeczą.

Jednak, "korzyść" niewiedzącego nie zawsze kończy się z pożytkiem. Dlatego lepsza jest definicja posługująca się pojęciem "kompetencji", której zasięg może być zweryfikowana później. Taka definicja sięga do własności rzędu domu lub dwóch, mniejszej fabryczki, wytwórni. Ponad te granice, gdy w grę wchodzą np. większe przesunięcia giełdowe definicja zamiarem autora nie odnosi się lub odnosić się może tylko do pewnych aspektów dysponowania przedmiotem, które da się objąć pojęciem kompetencji.
 

Właściciel dysponuje tym obszarem jako jedyny i podejmuje dotyczące go decyzje. Przy zbalansowanym podziale na takie obszary oznacza on podział ról i odpowiedzialności odzwierciedlający ludzką potrzebę wolności działania. (Zgodnie z tą zasadą senator Borowski ma jako właściciel zawsze możliwość przenocowania u siebie kogokolwiek kogo mu się podoba.) W jakich warunkach decyzje właściciela są społecznie szkodliwe, a kiedy są dla społeczeństwa pożytkiem ? Doświadczenie uczy, że człowiek niezagrożony i sprawny zwykle kultywuje ten swój "obszar wyłącznych kompetencji", podczas gdy w atmosferze zagrożenia stara się uratować z niego, co tylko się da, nawet rozdzierając go na części.

Wyzwanie przed jakim stoi polityka nieruchomości warszawskich to nie znalezienie triku, jakim dałoby się obejść prawo własności, lecz usunięcie zagrożeń i nieprawidłowości w jego wykonywaniu, co rozpocząć można od potwierdzenie niezagrożonej własności i usunięcia złodziejskiej atmosfery wokół niej. To dopiero w tej kontynuowanej od lat złodziejskiej atmosferze dawni właściciele wezmą choćby 20 % w pieniądzu, bo na więcej nie mają co liczyć, podobnie jak uczynią to ziemianie ze Związku Ziemian, lub inne środowiska okradzione za czasów PRL. Obrabowani zostali oni jednak nie tylko z pieniężnej wartości, lecz ze swojej zakorzenionej i kultywowanej w polskiej tradycji funkcji społecznej. Obszary wiejskie są bez ziemian "bezpańskie" i narażone na gwałt i przemoc, lub nie potrafiące tej przemocy w ogóle rozpoznać, jak postacie z obrazów Dudy-Gracza.

Rozwiązania dotyczące kamienic w Warszawie są proste jak drut - wystarczy, żeby Urząd Miasta usiadł z prawowitymi, dawnymi właścicielami oraz mieszkańcami za jednym stołem, wspomógł utworzenie planu biznesowego, dał na niego wsparcie finansowe umożliwiające remonty lub nawet wykup niektórych lokali przez mieszkańców i odtworzył tym prawidłową strukturę własności, którą tyle dziesięcioleci usilnie zwalczał. Tylko prawidłowy i ekonomicznie możliwy oraz racjonalny nadzór właścicielski, a nie ustawa niwecząca prywatną własność gwarantuje przecież, że stropy nie będą się walić. Dowodem jest fatalny obecny stan tych nieruchomości, które znajdują się pod zarządem Miasta.

Zmiast tradycyjnego postulatu osób poszkodowanych mówiącego o "restytucji mienia" podaję tu więc postulat "restytucji prawidłowej struktury własności". W jej skład wchodzi oprócz "mienia" także wsparcie w odtworzeniu funkcji społecznej, jaką sprawowali kiedyś dawni właściciele. Efektem ma być prawidłowo działający gospodarczo obiekt, a nie tylko jego domniemana rynkowa wartość. Nie wykluczam odszkodowań w pieniądzu, lecz będą one tylko dodatkową prawną koniecznością, a nie sednem rozwiązania dla warszawskich nieruchomości.

Koszta

A koszta takiej reprywatyzacji ? Czy ma pokryć je całe społeczeństwo ?
Pytamy więc o "grubość czerwonej strzałki" na rysunku powyżej. Jak się okazuje na tym szkicu obrazującym typowe, pochodzące z mediów wyobrażenia o reprywatyzacji jednak coś nie gra ! - Co ? Dekretowcy znaleźli się poza nawiasem społeczeństwa ! To nie żaden dowcip, lecz autentycznie przydzielona im pozycja "wrogów ludu" jest na Syberii ! I dokładnie te skojarzenia osób poszkodowanych z zagrażającą grupą społeczną, którą najlepiej byłoby usunąć, odbijają się, jak "wiecznie żywy Stalin" echem w niektórych mediach, urzędach, wśród niektórych polityków zastanawiających się, jak "rozwiązać problem Dekretu" poprzez usunięcie tych ludzi z "roszczeniami" z rzeczywistości. Prawidłowy obraz jest  (taki)  
 
 

Jak państwo teraz to ceniają ? Jakie koszta ponosi społeczeństwo jako całość przy wyrównujących prawo własności transferch wewnątrzspołecznych ? Czy się mylę, że nie ma żadnych kosztów ? Patrząc praktycznie uszczuplą się zasoby Miasta, a zwiększą zasoby pewnej grupy jego mieszkańców. Przypomnijmy tu, że władze miasta, które miałyby jakiś własny interes, inny, lub wręcz sprzeczny z interesem mieszkańców zwykliśmy nazywać "władzami okupacyjnymi". W niepodległym państwie wręcz jedyny sens istnienie władz miasta to dbanie o interes mieszkańców.

A interes lokatorów ? Moim zdaniem jest korzystniej, żeby do remontów kamienic dołożyła się gmina odpowiedzialna za ich degradację. W tych przypadkach, w których domy zostały przez gminę wyprzedane i aktów takiej sprzedaży nie da się unieważnić, bo nowy właściciel poniósł koszty, które gmina roztrwoniła potem na inne cele dawnym właścicielom zaoferować można odpowiadające wartością działki poza obszarem samej Warszawy, wokół której dość jest państwowych ugorów. Decyzje takie ożywiłyby budownictwo i obrót nieruchomościami.

A co w takim razie z opisywanymi w prasie dramatami dzieci szkolnych lub przedszkolaków instytucji usytuowanych na prywatnych gruntach ? Czy przedszkolom tym grozi rozbiórka ? Rzeczywiście Urząd Miasta niejednokrotnie starał się swoimi decyzjami administracyjnymi takie niebezpieczeństwo udowodnić, choć przecież to gmina, a nie właściciel terenu decyduje w planach zabudowy o przeznaczeniu gruntu. Dla wielu nie do pomyślenia – przedszkole płaciłoby wtedy czynsz za użytkowany gruntu nie do gminy, lecz prywatnemu właścicielowi, lub wsparte środkami gminy wykupiłoby teren na swoją – danego przedszkola własność ! Pełne upodmiotowienie takich instytucji wyrwałoby je z samowoli gminnych rad. Odejście od komunistycznego modelu gospodarki jest w rzeczywistości rozwiązaniem najtańszym, co dowodzą nasze doświadczenia.

W rachunkach kosztów reprywatyzacji pomijana jest zwykle pozycja o dramatycznym wymiarze - kosztów braku zaufania do prawa. W pewnych sytuacjach prawnych ludzie zwykle nie podejmują już żadnych inicjatyw i zastanawiają się przykładowo na sensem wyjazdu do Anglii, a w gorszych przypadkach będą sami kradli, choć w innym miejscu. Pozycję tę da się uwidocznić w bilansie częstokroć dopiero po dziesięcioleciach lub nie da się uczynić tego w ogóle.

Czy reprywatyzacja jest niedopuszczalnym ciężarem społecznym, czy rozwiązaniem najtańszym zależy w końcu od polityki, która ją realizuje. Kto uważa dziś, że społeczeństwo nie udźwignie kosztów poszanowania własności prywatnej ten pozostał mentalnie komunistą. Przekonania o asocjalnym charakterze instytucji własności prywatnej są efektem ewolucji - tym razem nie naturalnej, lecz wspomaganej ręką człowieka. Mówiąc eufemistycznie ludzie, którzy mogliby postrzegać własność prywatną inaczej niż jako formę złodziejstwa w naszej części Europy oraz na wschód od nas - wymarli.  (14)  
  Fakt ten dotyczy dramatu milionów ludzkich istnień.


Jedna z głównych myśli Karola Marksa zawarta w Manifeście Partii Komunistycznej brzmi "Proletariusze nie mają nic swojego do zabezpieczenia, muszą natomiast zburzyć wszystko, co dotychczas zabezpieczało i ochraniało własność prywatną". Tak też była ona realizowana.

Oznacza to także, że namysłem na sensem własności prywatnej warszawskich nieruchomości dotykamy dna najpoważniejszych konfliktów naszej cywilizacji okresu ostatnich dwustu lat.
 

Zamiast nieświadomie podskakiwać na zgliszczach warto obserwować i rozumieć ten wtórny komunizm, żeby zrozumieć zapaść cywilizacyjną, z jaką przyszło nam się mierzyć.

Jak się do tego zabrać ?

Nie licząc na cuda pozostaje zaapelować do złodziei o zdroworozsądkowe zrozumienie faktu, że także oni nie będą mieli z uzyskanej własności żadnego pożytku bez niezagrożonego prawa własności i bez atmosfery właścicielskiej gospodarności, której wspomagany obecną administracją brak odczuwamy w Polsce w tak wielu obszarach.

Warto zastanowić się nad możliwościami przekazu wiedzy i doświadczeń oraz nad tym, co powoduje właściwie odejście od dobrej niegdyś polskiej tradycji dogadywania się, której wyrazem było lokalne liberum veto, czyli jak to się dziś określa – zasada konsensusu oraz „nic ona nas bez nas”. Co powoduje, że dziś sama oferta takiego porozumiewania się wydaje się stać do absurdu na bakier z realiami III RP.

Stowarzyszenie „Dekretowiec” działa od dziesięciu z górą lat. Pielęgnujemy wiedzę prawną, apital_marksa od porad prawnych wyszliśmy. Podejmowaliśmy od lat rozmowy z politykami wszelkich stron, lecz kończyły się one zwykle deklaracjami pełnego poparcia oraz odwrotnymi o 180 stopni głosowaniami w Sejmie. Minister Sprawiedliwości Andrzej Czuma, który przedstawił projekt natychmiastowego zwrotu tego, co zwrócić wcześniej czy później i tak trzeba, przestał być ministrem, a jego projekt „rozszedł się po kościach” . W marcu 2012 przedstawiliśmy Prezydentowi, Rządowi oraz najważniejszym instytucjom „Białą księgę Nieprawości i Absurdów” dotyczącą sytuacji wokół nieruchomości warszawskich. Dopiero pięć lat później ktoś inny zorientował się, że ma do czynienia ze złodziejstwem i powołał Komisję Weryfikacyjną do odwracania złodziejskich decyzji nazywanych fałszywie reprywatyzacyjnymi. Nie mieliśmy prawie żadnego wstępu do mediów, póki pewnego dnia Telewizja Polska nie zaoferowała nam udziału w programie wraz z usuwanymi z mieszkań lokatorami na pozycji złodziej nastających na prawa tych lokatorów. W dyskusjach publicznych tvp.info mówiliśmy kilka sekund z ostatniego rzędu, a na nasze pisma do TVP sugerujące specjalny, poświęcony reprywatyzacji program z wolną dyskusją stron nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi  (15)  
  pismo z 29 września 2017  



Do rządu Pani Premier Szydło zwróciliśmy się z propozycją powołania grupy roboczej, która zbierając różne idee i środowiska za jednym stołem wypracowałaby warunki ramowe ewentualnej ustawy, nawet jeśli efektem pracy takiego zespołu miałaby być sugestia pozbawienia nas wszelkich praw - jeśli tylko okazałaby się ona racjonalna.  (16)  
  pismo z 22 marca 2017  

Nie otrzymaliśmy żadnej realnej odpowiedzi. Komisja do Spraw Przekształceń Własnościowych spotkała się ostatni raz przed ponad rokiem, a jej obrady przesiąkły cynizmem autentycznego sabotażu. Rozumiemy, że szacunek dla naszej własności mógłby oznaczać ryzyko powrotu do wpływów środowisk przedwojennych właścicieli, co może wywoływać lęki u obecnych elit władzy, nawet jeśli wiedzą one, że tak jak obecnie rządzić się nie da. Dziwi nas, że są to świadomościowo w tej kwestii nadal te same elity, a „Dobra Zmiana” dociera do nas ustawą Jakiego jako zmiana na finalne zło i zatracenie.